Olszanica już w 1436 roku należała do Kmitów. Półtora roku później, skutkiem działów rodzinnych, jako scheda po Piotrze Kmicie wojewodzie krakowskim, przeszła w ręce Tarłów. Po nich wieś dziedziczyli Mniszchowie, ci sami, którzy Marynę wydali za Dymitra Samozwańca. Na początku XVII stulecia zbudowali tu dwór obronny w miejscu, gdzie kiedyś kniaź Bolko miał swoje dworzyszcze. Nowo zbudowany dwór miał basztę obronną i otoczony był fosą wypełnioną wodą. Wał ziemny wokół fosy wzmocniono parkanem. Do dworu prowadził most, przy którym była baszta z bramą. Dwór ten był jednym z wielu, jakie posiadali Mniszchowie w swoich dobrach. Oni sami rzadko do Olszanicy przyjeżdżali, chyba że w drodze z Sambora do Krakowa.
W połowie XVII wieku zdarzyła się rzecz niebywała. Marianna Mniszchówna, wówczas siedemnastoletnia dzieweczka prawie na wydaniu, zakochała się w regimentarzu milicji nadwornej swojego ojca. Partia ta była wielce niewłaściwa, bo pan regimentarz był pośledniego stanu, a poza tym żonaty i mający ze swoją ślubną Katarzyną syna. Wkrótce okazało się, że panna Marianna jest przy nadziei. Kiedy wyznała regimentarzowi skutek ich grzechu, ten nie czekając aż sprawa publiczną się stanie, służbę u Mniszchów porzucił i na Dzikich Polach u Kozaków poszukał schronienia.
Gdy panny pokojowe przez dłuższy czas krwi miesięcznej u panienki nie dostrzegły, jej matkę o tym powiadomiły. Marianna gwałtowną rozpaczą matki zniewolona, wszystko jej wyznała. Spędzenia płodu bano się ryzykować, postanowiono zatem pannę ukryć do czasu rozwiązania, a potem dziecko oddać do mamki na wychowanie. Zapadła decyzja by Mariannę do Olszanicy odesłać, gdzie nie była znana i mogła za krewną zarządy majątku uchodzić. Panna zgodziła się na propozycję matki, byle tylko uwolnić się od rodzinnego piekła jakie ta sprawa rozpętała.
Gdy brzemienność Marianny stawała się już widoczna przywieziono ją do Olszanicy. Tu w ciszy osamotnienia straszna ją rozpacz chwyciła. Całymi dniami w swojej komnacie siedziała, słowem do nikogo się nie odzywając, albo po parku spacerowała. Jako, że często widywano ją chodzącą po parku w niebieskiej sukni, nie wiedząc kim jest, kmiecie zaczęli ją nazywać panienką w niebieskiej sukni. I tak już po wsze czasy zostało. Aż pewnego razu z rana gwałt się podniósł ogromny we dworze. W nocy Marianna śmierć sobie zadała i rankiem bez życia ją znaleziono w komnacie.
Z czasem o pannie w niebieskiej sukience zapomniano, aż kiedyś jakiś kmieć idący wedle dworu w świetle księżyca ujrzał ją jak przechadzała się po parku i zbierała kwiaty. Potem jeszcze wiele razy ją widywano, zawsze przy nowiu księżyca. Czy to zima czy lato, ona zawsze przechadzała się w niebieskiej sukni, z naręczem kwiatów. Tak było, aż do czasu, gdy dwór przebudowano nadając mu obecny wygląd pałacyku. Ale może jej nieobecność pośród żywych nie ma związku z tą przebudową, może odpokutowała już swoją winę w czyśćcu i jej dusza znalazła w niebie wieczne schronienie.
Andrzej Potocki:" Księga legend i opowieści bieszczadzkich",BOSZ 1998
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz